Skuzar – windykacja
Dzięki jednej z klientek firmy leasingowej miałem możliwość sprawdzenia – niejako „okiem dłużnika” – w jaki sposób działa windykacja SKUZAR. Jest to jedna z kilkunastu firm wkraczających do gry w przypadku wypowiedzenia przez firmę leasingową umowy.
Kamila (imię na potrzeby artykułu zmienione) jest właścicielką firmy transportowej. Firmy borykającej się z kłopotami. A jedną z ich konsekwencji jest wypowiedzenie umów leasingowych.
Spis treści:
Kryzys w branży transportowej a wypowiedziane umowy leasingu
Przełom roku 2019/2020 był wielkim testem dla wszystkich przedsiębiorców w branży transportowej. Kryzys dotknął bez wyjątku każdego, firmy z zapleczem kapitałowym i gotowymi rozwiązaniami scenariuszy kryzysowych poradziły sobie lepiej lub gorzej. Ale dały radę. Większość firm transportowych stanęła jednak przed dylematem w jaki sposób przetrwać ten trudny okres. Czy zamykać działalność i pozostać w wielkimi długami, czy też walczyć o przetrwanie. Nie inaczej było u bohaterki niniejszego artykułu.
W związku z sytuacją ogłoszenia pandemii COVID-19 doświadczyliśmy wspólnie nieznanego wcześniej ogólnoświatowego zagrożenia mającego ogromny wpływ na nasze życie. Władze krajów europejskich wprowadziły restrykcje mające na celu spowolnienie rozwoju wirusa, a te znacząco spowodowały komplikacje w łańcuchach dostaw, uderzając w firmy transportowe. Nasi główni Klienci we Francji zamknęli swoje fabryki, ich odbiorcy i inni kontrahenci np. z Polski zdecydowali o zawieszeniu działalności. Skutkiem tych działań było wycofanie się z całości zamówień transportowych i zredukowanie przepływów finansowych.
Pojawiły się wzmożone kontrole na granicach FR-DE i DE –PL, kierowcy ciężarówek wracający z trasy poddawani byli przymusowemu mierzeniu temperatury ciała, stali w kolejkach na wjazd do kraju i w ten sposób wydłużał się czas transportu.Zostaliśmy postawieni przed faktem zdarzeń losowych, na których rozwój nikt kompletnie nie miał wpływu.
Pani Kamila postanowiła walczyć. Walka ta byłaby jednak z góry przegrana bez dobrej woli głównego wierzyciela, czyli firmy leasingowej. Gdy ma się wypowiedziane 32 umowy, zaległości sięgające kilku miesięcy, los firmy jest w rękach leasingodawcy. Może on zabezpieczyć leasingowane pojazdy i zakończyć działalność dłużnika w kilka dni, może też postarać się go ratować.
Firma leasingowa rzuca koło ratunkowe dłużniczce
Firma, która leasingowała Kamili zestawy, należy do tych firm, które walczą o uratowanie swojego klienta do końca. Nawet, gdy w grze są 32 wypowiedziane umowy leasingu, co dość mocno komplikuje możliwość pomocy.
Co innego zapalić zielone światło właścicielowi niewielkiego busa z długiem sięgającym kilku tysięcy złotych, a co innego wytyczyć ścieżkę restrukturyzacji dla wielkiej firmy z flotą zadłużonych TIR-ów. Gdzie kilka tysięcy złotych zadłużenia narasta każdego dnia, a suma zadłużenia zbliża się do miliona złotych.
To, co wydarzyło się w sprawie długów leasingowych pani Kamili, wyda się nieprawdopodobne dla tych dłużników leasingowych, którzy bezskutecznie usiłują prosić swoje firmy leasingowe o podobny wyraz empatii.
Zarząd / Dyrekcja firmy leasingowej wydał indywidualną decyzję o umożliwieniu dłużniczce restrukturyzacji. Warunkiem przystąpienia do niej była wpłata 10% wartości aktualnego zadłużenia.
Czyli oferta, o której nie śnią leasingowi dłużnicy wielu innych firm leasingowych. I której, w olbrzymiej większości przypadków, nie zobaczą oni nigdy na oczy, gdyż tak skonstruowana oferta pomocy jest domeną najlepszych firm leasingowych (o czym wielokrotnie pisałem, uczulając na to, by wybierając leasingodawcę nie kierować się tylko kryterium ceny, ale również podejściem do klienta w sytuacji, gdy potrzebuje on pomocy). Pani Kamila w każdym razie taką niespotykaną ofertę zobaczyła. I na tym historia powinna się właściwie zakończyć. Wielkim happy endem.
A tak naprawdę dopiero się ona zaczyna.
Leasing, koronawirus i masowe ucieczki wystraszonych kierowców
Przekazanie przez firmę leasingową oferty ratunkowej zbiegło się w czasie z podwójną tragedią. Pierwszą było pojawienie się w Polsce paniki koronawirusowej, zamknięcie granic i wprowadzenie obostrzeń. To wszystko spowodowało nieopisany chaos w branży transportowej. Który przeżył każdy, kto transportem się para. Klimat czarnego marca najlepiej oddaje wspomnienie samej pani Kamili:
Jeszcze przed ogłoszeniem stanu zagrożenia epidemii w Polsce, ale po pierwszym potwierdzonym przypadku zachorowania na COVID-19, rozgrywała się “walka” kierowców o zjazdy ciężarówkami na bazę z zagranicy. Spedytorzy zamęczani byli telefonami i pospieszani, by jak najszybciej wziąć cokolwiek od klientów na ładunek powrotny. Ceny ładunków z Francji zaczęły drastycznie spadać. Dochodziło nawet do tego, że po przyjęciu rano zleceń, podaniu koordynatów kierowcom i wystartowaniu z pełnym czasem pracy kierowcy, otrzymywaliśmy telefon po przerwie obiadowej we Francji, że ładunek musi zostać anulowany i mamy z nim nie jechać, bo inna firma przewozowa podjęła go taniej. Ściągnięcie 10 zestawów z Francji, praktycznie z jednego miejsca we Francji było w tym momencie sporym wyzwaniem. Zamykane były węzły sanitarne dla kierowców mieszczące się przy autostradach, drobne sklepiki z artykułami przemysłowymi, parkingi itp. miejsca publiczne, które do tej pory normalnie funkcjonowały i z których korzystali kierowcy. Firma przestała działać i zarabiać na dwa miesiące. Straciliśmy 90% pracowników, a co najgorsze wypracowaną latami renomę firmy. Kilkuletnia współpraca z dostawcami szeregu usług dla branży transportowej (jak na przykład możliwość tankowania paliwa na korzystnych warunkach), współpraca z giełdą transportową, z firmą obsługującą czytniki poboru opłat autostradowych we Francji czy GPS również została zaburzona.
Tragedia osobista powodem przegapienia oferty przygotowanej przez firmę leasingową
Ponieważ nieszczęścia mają to do siebie, że uwielbiają się parować, koronawirus był tylko prologiem do prawdziwej tragedii. Zwyczajowo nie wchodzę nigdy w prywatne sfery opisywanych klientów firm leasingowych, dlatego też ponownie oddam głos bohaterce artykułu. Aby mogła sama przestawić swoją sytuację.
Pod koniec miesiąca lutego byłam na przełomie 3 i 4 miesiąca długo wyczekiwanej przeze mnie trzeciej ciąży. Dodam w tym miejscu, że jesteśmy wraz z mężem rodzicami dwójki wspaniałych dzieci. Poprzednie ciąże pracowałam do ostatnich dni w firmie. Tutaj jednak sprawa miała się inaczej, złe samopoczucie pogłębiało się, a stres i ilość problemów związanych z przetrwaniem firmy na rynku pogłębił tylko jeszcze bardziej problemy zdrowotne. Pamiętam dzień, w którym prosto z pracy wsiadłam w samochód i pojechałam do Instytutu Zdrowia Matki i Dziecka w Warszawie. Niestety tam dowiedziałam się o tragedii, dziecko nie wykazywało już żadnych oznak życia, nie było tętna… Doktor ocenił, że mniej więcej taki stan jest od tygodnia. Musiałam stawić się w trybie natychmiastowym na oddział do szpitala i ze względu na późniejsze komplikacje pozostałam jeszcze ponad miesiąc na zwolnieniu lekarskim. Na przełomie lutego i do połowy marca nie byliśmy uchwytni w firmie wraz z mężem, zdarzyło się tak pierwszy raz od 10 lat funkcjonowania na rynku. W tym samym czasie w mojej skrzynce odbiorczej „wisiała” najbardziej intratna oferta wznowienia umów leasingowych jaką kiedykolwiek widziałam, którą odczytałam dopiero po powrocie ze szpitala. Niestety nie udało mi się później ponownie osiągnąć porozumienia w sprawie ponowienia możliwości skorzystania z tej oferty, bądź zbudowanie innej nowej, na zbliżonych warunkach. Do negocjacji oddelegowana została bowiem firma SKUZAR, z którą nie dało się załatwić powrotu do oferty przekazanej mi przez firmę leasingową.
SKUZAR wchodzi do gry, czyli przykra opowieść o tym, jak nisko może upaść windykator
Firma windykacyjna SKUZAR znana jest wielu leasingowym dłużnikom, ponieważ pracuje na zlecenie kilku podmiotów z branży leasingowej. A przynajmniej pracowała w okresie, gdy działa się opowiadana tutaj historia.
Co to firma, ten SKUZAR – zapytasz? To niewielka firma, aktywna na rynku windykacji leasingów. Mieści się we Wrocławiu, w mało biznesowej dzielnicy Nowy Dwór. Biuro SKUZAR-a jest niewidoczne z ulicy, znajduje się w drugim rzędzie (na zdjęciu oznaczone strzałką). W tym skromnym budynku siedzibę ma kilka firm, w tym i SKUZAR.
SKUZAR Group sp. z o.o. sp.k
54-440 Wrocław
ul. Rogowska 5
SKUZAR windykuje również dla firmy leasingowej, której nazwy nie będę ujawniać w tymże artykule. Bo choć zachowała się w stosunku do dłużniczki jak najbardziej fair, to jednak na swego pełnomocnika wybrała firmę windykacyjną, która ich dobre imię naraziła na szwank. Zresztą, jest to artykuł o firmie SKUZAR, a nie firmie leasingowej, która pełni tutaj rolę trzecioplanową. Skupmy się zatem na windykacji SKUZAR, gdyż to ta właśnie firma została wyznaczona do obsługi spraw pani Kamili. O kontaktach z windykatorem SKUZAR-a opowiada ona tymi słowy:
W dniu 18 marca, ok. godziny 16.00, pod naszym prywatnym mieszkaniem pojawił się windykator terenowy – pracownik firmy SKUZAR. Jak się po niedługiej chwili okazało z niezbyt pokojową misją. Nie zważając na fakt, iż byłam całkiem bezbronna, leżąca w domu tuż po wyjściu ze szpitala, pracownik firmy SKUZAR (który doskonale wiedział o mojej tragedii) bezpardonowo zdjął tablice rejestracyjne z jedynego samochodu służbowego Spółki i z nimi odjechał. W tym momencie zostałam pozbawiona jedynego samochodu osobowego z którego korzystałam wraz z dziećmi, w razie zagrożenia zdrowia nie mielibyśmy nawet jak przemieścić się z dziećmi do lekarza bądź szpitala. Do chwili obecnej jestem zdumiona pozwoleniem dla SKUZARA na zastosowanie tego typu praktyki, zwłaszcza w trakcie kwarantanny, kiedy kontakty biznesowe i międzyludzkie zostały odgórnie zawieszone nawet pod karą mandatu. Odebrałam ten incydent jako czyn zupełnie pozbawionym etykiety biznesu jak i urągający jakimkolwiek normom moralnym.
Windykator SKUZAR – pitbull czy ratlerek?
Kilka minut po zdjęciu tablic rejestracyjnych z samochodu pani Kamila zadzwoniła do mnie mocno roztrzęsiona. Chwilę później rozmawiałem z windykatorem SKUZAR-a i zadałem mu dwa pytania:
- Czy ma świadomość, że zabrał tablice osobie, która jest po niezwykle ciężkich przeżyciach losowych i może w każdej chwili potrzebować być dowieziona do szpitala?
- Dlaczego nie powiadomił mnie, jako pełnomocnika prawnego, o zamiarze zdjęcia tablic, tylko zakradł się jak tchórz, aby cichaczem je zdjąć?
Na pierwsze pytanie otrzymałem odpowiedź, że wykonuje on swoją pracę. I nie ma sobie nic do zarzucenia.
Proszę pamiętać o kontekście w jakim miały miejsce te wydarzenia. Interwencja windykatora miała miejsce w dniach, w których na terenie całego kraju ogłoszony był zakaz wychodzenia z domu, służba zdrowia była postawiona na głowie i wezwanie karetki niekoniecznie było sprawą prostą. Dlatego osobie w sytuacji p. Kamili posiadanie sprawnego pojazdu dawało choć namiastkę poczucia bezpieczeństwa i psychicznego komfortu.
W odpowiedzi na pytanie numer dwa usłyszałem, że nie ma obowiązku kontaktować się z pełnomocnikiem. Nie mnie tutaj oceniać takie podejście do sprawy, gdyż zapewne reguluje to umowa pomiędzy firmą SKUZAR, a firmą leasingową. Dodam tylko, że praktyką firm windykacyjnych jest jednak kontakt z pełnomocnikiem, gdy takowy został powołany. Wszakże nie ustanawia się go bez powodu.
Brak informacji o zamiarze podjęcia czynności windykacyjnych spowodował niemożność interwencji w dziale windykacji firmy leasingowej i zablokowanie tych działań. Znając podejście osób zarządzających windykacją z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę przypuszczać, że interwencja tego typu – ze względu na perturbacje losowe dłużniczki oraz fakt, że samochód osobowy był w ponad 90% spłacony (do końca umowy pozostało kilka rat) – zostałaby natychmiast odwołana.
A tak windykator firmy SKUZAR bohatersko zdjął tablice i odjechał z łupem. Winny jestem w tym momencie wyjaśnienie, dlaczego w tytule tego akapitu posłużyłem się pytaniem takim, a nie innym.
Gdy windykator terenowy przyjeżdża na działania terenowe i nie może dostać się do zamkniętej bazy (kwarantanna), w której stacjonuje kilkanaście tirów (główny powód interwencji), w swej niemocy zabiera chociaż tablice z osobówki. Która jest praktycznie własnością leasingobiorcy, biorąc pod uwagę kilka rat do zakończenia umowy.
Ratlerek, gdy nie może ugryźć, poszarpie chociaż nogawkę….
To pierwsze skojarzenie, które przyszło mi do głowy po zapoznaniu się z „efektami” interwencji. Stąd skojarzenie natury kynologicznej.
W trakcie rozmowy telefonicznej z windykatorem terenowym firmy SKUZAR powiedziałem rozmówcy, że historia Pani Kamili będzie stanowić kanwę artykułu o kłopotach firmy transportowej w czasach epidemii. Zatem jego postępowanie będzie stanowiło jego znaczący element. A to jak wiemy szarga opinię, nie tyle jego osobiście, co opinię o firmie, którą reprezentuje. W mojej opinii odpowiedź jaką otrzymałem jest nieco zaskakująca: pan windykator powtórzył mi swoje nazwisko, abym pisząc ten tekst nie przekręcił go. Najwidoczniej był dumny ze swojego wyczynu. I odważnie postanowił podpisać się pod nim z imienia i nazwiska.
Windykator firmy SKUZAR odważny jest na pewno. Jednak bezobjawowo
Ponieważ odwaga windykatora terenowego wyrażona była w formie niemożliwej do udowodnienia, po kilku dniach poprosiłem go, aby swój akt odwagi i chęci podpisania się pod swoją „akcją z tablicami” przekazał mi w formie pisemnej. Jednym słowem – chciałem mieć przesłaną drogą mailową zgodę na publikacje danych, z taką ochotą daną przez telefon.
Niestety, przez kilka dni odwaga pana windykatora gdzieś się rozpłynęła. W odpowiedzi dostałem bowiem coś takiego:
Jak widać po treści maila, windykator SKUZARA z pewnością jest odważnym człowiekiem. Szkoda tylko, że bezobjawowo.
Spełniając zatem jego prośbę i odnosząc się do cywilnej odwagi odpowiedzialności za wykonaną pracę, przedstawiam tylko jej efekt. Czyli to, co znalazła za wycieraczką dłużniczka.
Mizerność tej „dobrze” przeprowadzonej windykacji szczególnie dobitnie uwypukla fakt, że
Czy windykator zrozumie, że taki ogon nie pomacha sobie psem?
Firma SKUZAR i ich ewidentne kłopoty z jakością pracowników
Oczywistym być powinno, że firma leasingowa wybiera swoich pełnomocników w sposób świadomy. Windykator terenowy reprezentuje wszak firmę leasingową. I powinien być selekcjonowany w taki sposób, aby „czuł” na sobie odpowiedzialność za to, że swoim zachowaniem i postawą świadczy o jakości swego pracodawcy. Ale też zleceniodawcy pracodawcy – firmy leasingowej.
Firma SKUZAR ma wyraźne kłopoty z selekcją pracowników. Bo czym może wytłumaczyć takie zachowania jednego ze swoich windykatorów terenowych, jak to przedstawione na zrzucie ekranu? W trakcie rozmów SMS-wych z klientką windykator SKUZAR-a przeczytał był, że ta właśnie umocowała do reprezentacji swojego pełnomocnika.
Jaka była „profesjonalna” reakcja pracownika windykacji firmy SKUZAR?
Można zadać sobie pytanie, czy to pisał windykator terenowy, dorosły człowiek zajmujący się poważnymi tematami, z zabezpieczaniem pojazdów klientów włącznie? Czy gimnazjalista „jarający się” infantylnymi emotkami. To jest jednak problem firmy SKUZAR. Bo wysyłając tak rozwiniętych intelektualnie pracowników w teren, można tylko stracić. Dobre imię i klienta, dla którego się windykuje.
Łudząc się, że może choć w obrębie zarządu znajdę jakieś dowody profesjonalizmu, w dobrej wierze poinformowałem jednego z członków zarządu o tym, na co jego pracownik pozwala sobie w rozmowie z klientami:
Cóż. Straciłem złudzenia. Zarząd zignorował moją prośbę o wyjaśnienie. Jego prawo. Każdy dba o swą reputację jak umie.
SKUZAR na tle dużych firm windykujących na zlecenie przedsiębiorstw leasingowych
Materiały do tego artykułu zbierane były na początku roku 2020. Dziś mamy początek 2022 roku i przyznam się, że nie wiem, czy firma SKUZAR jeszcze aktywnie pracuje na rynku leasingów. Faktem jest, że w roku 2021, badając kilkadziesiąt spraw leasingowych, ani razu nie spotkałem w dokumentach nazwy SKUZAR.
Być może przypadek, być może naturalna selekcja.
Nieustannie spotykałem dwie firmy windykacyjne: AVS – Europe i Gardocki.
Na ich tle SKUZAR wygląda jak firma, która być może chciałaby nazywać się windykacyjną, ale nie ma pojęcia, jak to zrobić.
Pracownicy AVS czy firmy Gardocki, z którymi miałem okazję pracować (zawsze po drugiej stronie barykady), to osoby z wiedzą, trzymające się zasad etyki i bardzo skuteczne, gdy trzeba. Ale i cierpliwe, gdy jest szansa na porozumienie. Na ich tle poznani przeze mnie windykatorzy SKUZARA to chłopcy w krótkich majtkach. Ganiający wokół piaskownicy z patykami w rękach i bawiący się w wojnę. Przepraszam – w windykację.
Gdy odwiedzi Cię pracownik windykacji terenowej firmy SKUZAR (i każdej innej firmy windykacyjnej)
Nie, nie będę dawać Ci żadnych szczegółowych rad. Każda sytuacja jest inna, każda wymaga innej strategii działania. Ustalanych indywidualnie.
Pamiętać musisz o dwóch rzeczach, które są istotne niezależne od tego, jak nazywa się firma windykacyjna pracująca w terenie dla Twojego leasingowego wierzyciela.
Pełnomocnictwo windykatora terenowego
Wizyta windykatora terenowego jest na pewno stresująca. Nie dotyczy to „starych wyjadaczy”, dla których jest ona rutyną. Ale osoba, której wypowiedzenie umowy leasingu przydarza się po raz pierwszy, stresuje się nieprawdopodobnie.
I przez ten stres, a także podświadomy lęk przed tym, aby „pana windykatora” nie rozgniewać, nie sprawdza się w ogóle posiadanych przez pracowników windykacji umocowań.
A tutaj mamy bardzo duże pole do popisu. Małe firmy (szczególnie takie) są na bakier z przepisami kodeksu cywilnego i wyposażają pracowników w niewłaściwe umocowania. A to sprawia, że taka wizyta jest nielegalna. Nie niesie ze sobą skutków prawnych
W trakcie pierwszej wizyty pracownika windykacji SKUZARA ( i każdej innej firmy) koniecznie poproś o pełnomocnictwo i zeskanuj/zrób czytelne zdjęcie. Tylko tyle. Lub aż tyle. Dokument ten możesz przesłać do nas (leasingi@mamdlugi.pl) w celu poddania go analizie adwokackiej. Pamiętaj, że taka analiza jest całkowicie darmowa.
Jeśli planujesz wynająć pełnomocnika do rozwiązania swojego problemu – nie rozmawiaj z windykatorem. Poinformuj go tylko, że niebawem zgłosi się do niego pełnomocnik prawny. To bardzo ważne, gdyż wiele rzeczy, powiedzianych w stresie, jest później przeciwko leasingowym dłużnikom wykorzystywanych.
Miej świadomość, że windykator terenowy po każdej wizycie sporządza notatkę. Zrób tak, aby nie miał co wpisać. Sprawdź pełnomocnictwo, zrób kopię, pożegnaj z informacją o rychłym kontakcie ze strony pełnomocnika.
Bajki windykatorów – możesz je zweryfikować u nas
Zaraz dowiesz się, dlaczego nie można wdawać się w dyskusję. Możesz usłyszeć bowiem, że Twój los jest już przesądzony. Że skoro windykator przyjechał do Ciebie to albo odebrać zaległość, albo auto. Wznowienie umowy i ugoda? Zapomnij. Windykatorzy lubią mówić o tym tak przekonującym tonem, że nie przyjdzie Ci nawet do głowy myśl, iż słuchasz bajek.
Owszem, skierowanie sprawy do windykacji terenowej odbywa się wówczas, gdy firma leasingowa nie widzi innych rozwiązań. Ale nie znaczy to, że pojawienie się windykacji terenowej definitywnie przekreśla Twoją szansę na ugodę. A wielu windykatorów będzie Ci to wmawiać. Ci bardziej zakompleksieni podkreślać przy tym, że to oni o tym decydują.
Miej świadomość, że do tej pracy garną się też ludzie, którzy mają potrzebę budowania swojego ego. Odczuwania przewagi nad przeciwnikiem – dłużnikiem leasingowym. Wielu dłużników ufnie i ślepo wierzy w to, co słyszy. I nie podejmuje walki o wznowienie umowy.
Zarys psychologii windykatora terenowego znajdziesz w tym artykule: Zewnętrzna windykacja leasingów