Jak Ultimo nie chciało zarobić 16000 zł

4.9
(36)

Ultimo to firma przyjazna dłużnikowi, o czym niejednokrotnie pisaliśmy. A przede wszystkim Ultimo to firma mądrze zarządzana, być może dlatego, że stołek prezesa od lat zajmowany jej przez kobiety (obecnie p. Aneta Borycka pełni zaszczytną rolę prezesa Ultimo).

Mądrość w zarządzaniu strategią Ultimo wobec dłużników i dlaczego mały oznacza pazerny

Mądrość w zarządzaniu polega na tym, że Ultimo nie zamyka się (jak wiele firm typu Alektum, EOS KSI, Eques Debitum) w dążeniu do maksymalizacji zysków na propozycje dłużników, ale patrzy realnie na to, jak zarobić na zakupionej wierzytelności tyle, ile jest to realne. Co nie znaczy zawsze kilkakrotność wartości zakupu. Dlatego też firmy wcześniej wymienione – EOS, Alektum czy Eques Debitum – ze swoją polityką zaślepienia żądzą dużego zarobku na każdej kupionej wierzytelności, mogą zbierać okruchu ze stołu, przy którym posila się Ultimo.

Aby nie być gołosłownym w kwestii polityki Ultimo i możliwości negocjacji. Oto ugoda, wynegocjowana dla klienta kilka dni przed napisaniem tego tekstu:

Ultimo umorzenie 82% długu - ugoda przedstawiona dłużnikowi
il. 1. Niemożliwe jest możliwe przy odrobinie dobrej woli.

Jak widać, Ultimo zdecydowało się umorzyć ponad 82% z zadłużenia 83 780 zł. Aby zarobić 15.000 zł dokonało umorzenia kwoty 68.700 zł. Firmy, które nie mają szczęścia być mądrze zarządzanymi jak Ultimo, oferowałyby w takiej sytuacji 15-20% umorzenia, a dłużnik proponujący umorzenie na poziomie 50% byłby prze te firmy potraktowany jak ktoś niespełna rozumu. I finalnie delektowałyby się one zapisem w komputerze – wirtualnym posiadaniem 83.780 zł – których nie byłyby w stanie odzyskać nigdy. Gdy w tym czasie Ultimo inkasuje 15.000 zł, którymi obróci kilka razy kupując wierzytelności i finalnie zarobi na tym realne 83.780 zł. Podczas, gdy firmy wcześniej wymienione nadal oglądać będą cyfry w komputerze i ślinić się do wirtualnych pieniędzy…..

Czarna owca w Ultimo, czyli jak pracownik pozbawia firmę zarobku

Ale, hola. To, że Ultimo potrafi z głową zarabiać dzięki prowadzonej polityce nie oznacza, że zawsze tak jest. Czasami w zarobieniu pieniędzy przeszkodzi im własny pracownik. Który, w mojej opinii działając (zapewne nieświadomie) wbrew opisanej strategii, może sprawić, ze Ultimo nie zarobi kompletnie nic. Choć klient prosi się, aby przyjęło jego pieniądze. Zapraszam do przeczytania historii dziwnie zachowującego się pracownika Ultimo. Historii o tym, jak można nie dostać pieniędzy, które czekają, aby spłynąć na konto.

Stary dług bankowy emerytowanego przedsiębiorcy

Pan Jan (imię zmienione na potrzeby opowieści) przez kilkadziesiąt lat prowadził firmę transportową. W transporcie, jak to powszechnie wiadomo, są wzloty i upadki. Pan Jan przeżył kilka takich finansowych rollercoasterów. Pamiątką po momentach, gdy koniunktura pikowała w dół, było kilka niespłaconych kredytów. Ze wszystkich pan Jan wygrzebał się, poza jednym. Zanim podpisał ugodę, PKO BP sprzedał dług do Ultimo. Ultimo nie zdołało w terminie ustawowym uzyskać klauzuli wykonalności i dług stał się zobowiązaniem naturalnym.

Pan Jan żył sobie z tym długiem – garbem, odpierał naciski windykacji Ultimo bardzo skutecznie, nie dał się podejść i dokonać uznania długu, gdyż był człowiekiem prawnie świadomym. Minęło kilka lat, aż przyszedł czas, w którym pan Jan postanowił przejść na emeryturę. Przekazał firmę dzieciom, a sam zaczął porządkować stare sprawy. Jedną z nich był

dług w Ultimo

We wrześniu 2018 roku pan Jan zgłosił się do nas z prośbą o wynegocjowania atrakcyjnego częściowego umorzenia długu w Ultimo w opcji spłaty jednorazowej. Rzecz, wydawać mogłoby się, banalna. Ale nie w tym przypadku. Sprawą pana Jana z ramienia Ultimo zajmował się bowiem pracownik działu windykacji z niezwykle przerośniętym pokładem dumy własnej. I własnymi poglądami etycznymi. Oraz moralizatorskim zapałem. W tym przypadku była to duma niezwykle urażona. Postawą pana Jana, którego ów pracownik zwindykować nie dał rady.

I nagle, gdy pojawiłem się z propozycją umorzenia części długu w Ultimo, urażona duma windykatora przesłoniła wszystko. Łącznie z poczuciem obowiązku wobec pracodawcy, czyli Ultimo, które za moment miało zasilić swoje konto kwotą odzyskanego długu. Ale nie dane było Ultimo ujrzeć przelewu….a duma pracownika kosztowała firmę wspomniane 16.000 zł. Tyle, że Ultimo o tej stracie nie miało szans się dowiedzieć….

Nie godzę się, to nieetyczne, zrobię wszystko, aby do tego nie dopuścić

Aby łatwiej było zrozumieć, co się wydarzyło, garść informacji o tym, jak działa proces umorzenia długów w Ultimo. W zależności od rodzaju wierzytelności i jej wartości, a także oczekiwań dłużnika, jego propozycja zostaje wysłana do tzw. góry. Może być to dyrektor działu, a może być nawet i prezes – poziom wymaganej akceptacji wynika z kilku, wcześniej wymienionych czynników.

Zawsze – niezależnie od sytuacji – ktoś musi jednak sprawę do akceptacji „na górze” wysłać. Najczęściej jest to osoba, która ma sprawę przypisaną do siebie i osobiście zajmuje się nią. Czyli po prostu windykuje. W tym przypadku osobą taką był Grześ – tak losowo nazwijmy tę osobliwą postać. Na Grzesia trafiłem w centrali Ultimo, chcąc ustalić warunki spłaty zadłużenia pana Jana.

Przypominam, dług o wartości 89.000 zł., proponowana kwota do zapłaty 16.000 zł, umorzenie na poziomie 82%.

Grześ prawie udławił się, słysząc moją propozycję. I powiedział stanowczo, że sytuacji, w której klient, przez niego nieskutecznie miesiącami windykowany, miałby otrzymać 82% umorzenie, jest dla niego niewyobrażalna.

I zrobi wszystko, aby nie dopuścić do niej.

Wspominałem o urażonej ambicji i dumie? Właśnie u Grzesia przejęły kontrolę nad umysłem.

Traktaty moralne zamiast negocjacji umorzenia

Z Grzesiem, a także jego przełożonym, rozmawiałem jeszcze kilkakrotnie. Za każdym razem było gorzej. Zamiast konkretnych ustaleń panowie windykatorzy karmili mnie opowieściami i moralności, etyce, uczciwości. I że nie może być tak, że ktoś pożycza z banku 80 tysięcy, a oddaje 16 tysięcy i nie ma długu.

Niestety, panowie windykatorzy z Ultimo zabetonowali się w swojej zajadłości i nie przyjmowali żadnych argumentów. Że wierzytelność to towar, a nie przedmiot rozważań moralnych, że nie od Ultimo pan Jan pożyczał i bank sprzedając dług zrobił to ze względu na określony w tym cel.

Nie było szans na trafienie jakimkolwiek argumentem. Grześ zamiast pracownikiem Ultimo, dbającym o to, aby firma na wierzytelności kupionej od banku zarobiła, był coraz bardziej zradykalizowanym kaznodzieją, głoszącym prawdy mu objawione.

Mając dwóch uduchowionych windykatorów, którzy tworzyli ścianę nie do przebicia, nie mogłem wysłać w żaden sposób sprawy do akceptacji dyrektora, zarządu czy prezesa.

Mając pewność, ze zgodę na umorzenie wnioskowane dostanę, gdyż każdy (poza dwoma natchnionymi) pracownik firmy windykacyjnej ma świadomość, że podpisując zgodę na umorzenie nie traci, a pozyskuje dla firmy 16.000 zł.

Bez patrzenia, ile musi umorzyć, aby to pozyskać. W sytuacji, gdy klient – dłużnik jest panem sytuacji, do kwestii umorzenia nie podchodzi się w ten sposób jak Grześ i jego szef. Którym pewnie 82% śniło się po nocach.

Pracownik, który blokuje sprawę, okazuje się nie do przeskoczenia

Nie pomyśl, miły Czytelniku, że nie próbowałem obejść kłody pod nogami w postaci Grzesia i drugiego pastora. Ale o dziwo, nawet osoby decyzyjne i chętne do pomocy, słysząc o kogo chodzi, natychmiast nabierały wody w usta. Postać Grzesia – z niewiadomych powodów – była tak silnie działającą na innych, że nikt nie podjął się zadania wyperswadowania mu, że skoro tak osobiście i emocjonalnie podchodzi do sprawy, skoro nie potrafi pogodzić się z tym, że klient spłaci znacznie mniej niż pierwotnie pożyczył, wreszcie w trosce o swoje zdrowie psychiczne – że może odda sprawę komuś innemu, a sam zajmie się sprawami mniej dla jego psychiki toksycznymi.

Jak wspomniałem, nie podjął się nikt. Sprawa – jedyna taka w mojej kilkuletniej historii pracy z Ultimo – trafiła do szuflady. Na, jak się potem okazało, 27 miesięcy.

Sprawa długu w Ultimo wraca. Na 3 godziny

Pan Jan wysłuchał opowieści o tym, że ze względu na kłopoty z pojmowaniem rzeczywistości pracownika Grzesia i jego zbawianie zepsutego świata, Ultimo pieniędzy nie chce, choć nie wie, że dłużnik chce je przelać. Ale o tym decyduje nie zarząd, a jednoosobowo uzurpator Grześ. Pan Jan uznał, że skoro spłata naturalnego długu w Ultimo miała być zamknięciem rozdziału i oczyszczeniem sumienia, to on już czuje się czysty. A skoro Ultimo jego pieniędzy nie chce, to nie interesuje go, że wynika to z dopuszczenia do decydowania pracownika mającego ewidentne kłopoty z odróżnianiem bycia w pracy od przemawiania na wiecu sekty.

On, czyli Jan, o to, aby Ultimo przyjęło pieniądze się prosił nie będzie i temat uznał za zamknięty.

Dla mnie – jako pełnomocnika – temat zamknął się automatycznie po decyzji mocodawcy. Aż do momentu, gdy robiąc porządek w starych dokumentach nie natrafiłem na notatki ze sprawy. Przeliczyłem, że od momentu utraty nadziei na załatwienie pożądanego umorzenia w Ultimo, minęły ponad 2 lata. Z czystej zawodowej ciekawości postanowiłem sprawdzić, czy sprawa jeszcze istnieje i czy jestem wciąż umocowany do reprezentowania pana Jana.

Wszystko okazało się po staremu. Oprócz jednego. Do sprawy nie był już – jak rzep – przyczepiony Grześ. A co to oznaczało? Że w momencie zejścia z drogi pracownika – kłody pod nogami – uzyskanie zgody na umorzenie przez Ultimo 82% wartości wierzytelności zajęło firmie 3 godziny.

Dokładnie 2 godziny 55 minut. Tyle minęło od mojej rozmowy do otrzymania telefonu zwrotnego z informacją, że ugoda na zaproponowanych warunkach jest możliwa.

Podsumowanie i refleksje końcowe

Przykład Grzesia, windykatora z Ultimo, który odleciał, pokazuje, że nawet w tak dobrze pracującym mechanizmie jak Ultimo, wystarczy jeden z ok. tysiąca zatrudnionych pracowników sabotujący pracę, aby firma poniosła wymierne straty.

Dość powiedzieć, że miesiąc negocjacji ze mną przez Grzesia nie dał on pozyskać firmie 16.000 zł. Czyli pieniędzy, które nie trafiły do Ultimo, gdyż Grześ uznał, że trupem padnie, a nie wpuści ich do firmy. Do tego przecież rzeczony windykator za miesiąc „negocjacji” czy raczej prawienia kazań i moralizatorskich monologów otrzymał wynagrodzenie z tytułu pensji. Jak wiele finalnie kosztowało to firmę, ciężko powiedzieć. Jednak wiedząc ile zarabia się na sprzedaży długu i mając świadomość, że można było tą kwotą, w tym czasie kilkakrotnie obrócić, można wnioskować, że utracony zysk byłby wielokrotnie wyższy niż owe 16.000 zł.

Ile Grześ, a w duecie z nim przełożony, w czasie swojej kariery zablokowali ugód, gdyż gryzły się z ich sumieniem czy dumą – nie wiem. Wiem tylko tyle, że negocjując umorzenie długu w jakiejkolwiek firmie nie można patrzeć na nią przez pryzmat pojedynczego pracownika. Bo takich Grzesiów pracuje wielu. I to, co jest problemem dla jednego pracownika, może okazać się błahostką dla umysłu bardziej otwartego.

Dlatego też dobrze jest założyć, że umorzenie długu jest zawsze możliwe. I walczyć o nie wszelakimi możliwymi metodami.

Jeśli jesteś zainteresowany walką o swoje pieniądze, a masz dług w Ultimo, zapoznaj się z naszą ofertą. Sprawdź, jak łatwo możesz zlecić pełnomocnikowi negocjacje umorzenia długu w Ultimo.

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ:

Czy podane tu informacje były przydatne?

Oceń nas klikając na gwiazdkę

Średnia ocena 4.9 / 5. Liczba głosów: 36

Nikt jeszcze nie głosował. Bądź pierwszy!

Zostaw swój komentarz...